poniedziałek, 21 marca 2011

Gorrrąco

Włączyli grzanie. Od przedwczoraj jest ponad 30 stopni. Spacerujemy i trochę już zwiedziliśmy. W sobotę byliśmy w jednej ze świątyń, gdzie weszliśmy krętymi schodami kilka pięter w górę, skąd było widać dużą część miasta. Jasiowi bardzo się podobało wspinanie po schodach. Ale najbardziej podobają mu się motocykle i skutery, których jest tu naprawdę dużo. Na każdy chce wsiadać, a próba ściągnięcia go stamtąd kończy się awanturą.

W pierwszych dniach był kłopot ze wstaniem z łóżka, ale wczoraj Zając obudził nas przed 7, więc wcześnie wyszliśmy z hotelu. Poszliśmy nad rzekę, gdzie wsiedliśmy do tramwaju wodnego i popłynęliśmy do China Town. Okazało się niestety, że jest niedziela i wszystko jest pozamykane, dopiero wieczorem wszystko otwierają. Wypatrzyliśmy jednak jakąś świątynię, przed którą stały luksusowe samochody. Poszliśmy zobaczyć, co tam jest i ... zostaliśmy zaproszeni na wyżerkę :) Na pierwszym piętrze odbywała się prawdopodobnie uroczystość zaprzysiężenia mnichów buddyjskich, a na dole był poczęstunek. Tak więc spróbowaliśmy kilka typowo tajskich potraw. Wszystko było bardzo dobre, nawet Jasiek jadł. Bardzo mu też posmakowały malutkie banany, które można tu wszędzie kupić.

Widzieliśmy też kościół katolicki, który również mieści się w China Town. Śmiesznie to wygląda - kościół nasz, a w środku sami Tajowie i śpiewają po tajsku. Zrozumieliśmy jedynie Amen :)
Byliśmy też w świątyni Wat Pho, gdzie jest ogromny złoty posąg Buddy. Stamtąd chcieliśmy jeszcze zdążyć do Pałacu, ale dość wcześnie go zamykają, więc pójdziemy dziś.

Wieczorem aż do późnej nocy chodziliśmy po najbardziej turystycznej ulicy Kao San, gdzie gra głośna muzyka, co kilka metrów jest stragan z jedzeniem, pamiątkami, ciuchami i innym dobrem. Jasiek smacznie sobie spał w wózku. Po północy na ulicę wyległy dziewczyny w krótkich spódniczkach oferujące "special massage" ;) Grzesiek odszedł na chwilę ode mnie, żeby złapać lepszy zasięg internetu i od razu został zaczepiony. Za to jak idziemy z wózkiem to zaczepiają nas wszyscy z powodu Jasia - zachowują sie na jego widok tak jak ja na widok małego kotka :)

Stoisko z robalami. Na szczęście jest też normalne jedzenie.
"Oj, rozwiało mi grzywkę"
"Hello, massage?"
Tak wygląda przeciętny chodnik w Bangkoku :)
Skrzydełko, czy nóżka?
A może rybka?
Śniadanie
Widok na rzekę Chao Phraya
Suszone ryby na targu
Świątynia Wat Pho
Mnisi podczas modlitwy
Zająca interesuje wszystko
Kolacja tym razem będzie tu

2 komentarze:

  1. Hej rodzinko ;)
    Ha, ha, special massage ;) Ja sie nawet na taki wybralam, ale te Panie sa zdecydowanie bardziej mile dla turystow, niz turystek ;) Mnie malo nie polamaly ;)
    Cieszymy sie razem z Wami i czekamy na dalsze relacje oraz fotki ;)
    Buzi,
    Jadzia

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, sądzę, że ten masaż był przeznaczony tylko dla panów. Chociaż ... może jest to tylko kwestia pieniędzy i/lub upodobań ;)

    OdpowiedzUsuń