poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Koh Tao -> Phuket

Ko Tao zaliczone. Wyspa początkowo nie zrobiła na nas super wrażenia, może z powodu złego wyboru miejsca noclegowego, ale stopniowo było coraz lepiej. Główną ulicą miasta płynie strumień i chodzi się po błocie. Bliżej plaży jest wąski deptak, wokół którego zlokalizowane są szkoły nurkowania, bungalowy, restauracje i sklepy. Ceny na Ko Tao są wyższe o ok. 30% niż wszędzie gdzie byliśmy do tej pory, nawet w 7eleven.

Po pierwszej nocy spedzonej w Big Blue przenieśliśmy się do Ban's Diving Resort, gdzie dostaliśmy bez porównania lepszy pokój z balkonem i z możliwością korzystania z basenów. Pokój z wiatrakiem i zimną wodą wliczony został w cenę kursu nurkowania. Ośrodek położony jest wśród zieleni, są tam też małe wodospady i stawiki, w których pływają żółwie i ryby. Ogólnie bardzo ładnie, jedyna wada to komary, na szczęście nie szkodliwe. Big Blue nie oferował nic poza nurkowaniem, a na przywitanie przez 2 godziny nie było wody - po 20 godzinach podróży nie mogliśmy nawet umyć zębów ani butelki dla dziecka, a w pokoju bez klimatyzacji było gorąco jak w piekle. Tak wiec nie polecamy tego miejsca. Za to Ban's jak najbardziej.

13 kwietnia Tajlandia obchodzi Songkran, czyli nowy rok. W tym dniu każdy każdego polewa wodą. Od samego rana woda leje się hektolitrami. Udało nam się na sucho dotrzeć do Ban's, ale na śniadanie dotarliśmy już na wpół mokrzy. Trochę nas oszczędzali ze względu na dziecko w wózku, ale i tak po godzinie byliśmy przemoczeni do ostatniej nitki oraz wysmarowani białą farbą, na szczęście robioną z talku dla niemowląt lub pasty do zębów. Nawet Jasiek nie uniknął świętowania. Bawili się wszyscy, tubylcy na równi z turystami, którzy także życzyli sobie Happy New Year. Inna sprawa, że w każdej łazience wiszą prośby o oszczędzanie wody, gdyż na małej wyspie jest jej niewiele. Podczas Songkran nikt jednak wody nie oszczędzał. Czegoś takiego w Polsce nie widzieliśmy, wiec można powiedzieć, że Lany Poniedziałek mamy zaliczony z naddatkiem, pewnie jako jedyny element nadchodzących Świąt.

Po południu Grzesiek zaczął kurs nurkowania od zajęć teoretycznych, otrzymał też książkę. Kurs kosztuje 9800 THB i w tym są 4 noclegi. Jest to najtaniej na świecie, a Ban's Diving School podobno wypuszcza najwięcej licencji w ciągu roku. Większość kursantów stanowią Brytyjczycy, Australijczycy, jest też sporo Skandynawów, Niemców, Włochów i Francuzów. Znajomość angielskiego jest niezbędna, aby zrozumieć podawane podczas kursu informacje. Następnego dnia był dalszy ciąg części teoretycznej, po południu zajęcia praktyczne w basenie. Trzeciego dnia rano kursanci wypłynęli już na pierwsze 2 nurkowania w morzu. Po południu odbył się egzamin teoretyczny, który generalnie wszyscy zdają. Ostatni dzień to 2 nurkowania w kolejnych 2 miejscach.

Podczas gdy Grzesiek nurkował, ja i Zając spacerowaliśmy po plaży, kąpaliśmy się w morzu i w basenie no i oczywiście zajadaliśmy dobre rzeczy. Na Ko Tao tak jak i wszędzie gdzie byliśmy bardzo popularne są naleśniki (roti/rotee). Są one przyrządzane inaczej niż u nas, bo nie z lanego ciasta, tylko z rozciągliwego jak na pizzę. Najbardziej popularne są z bananami i czekoladą, ale jest też wiele innych opcji. Przygotowywanie ich, choć trwa tylko 2 minuty, to cały rytuał. Ja przepadam za nimi i ogólnie uważam dzień bez rotiego za dzień stracony ;)
Opuściliśmy już Ko Tao i za 820 THB od osoby dotarliśmy do Phuket (łódź + bus).

Korzystając z okazji chcielibyśmy złożyć wszystkim najlepsze życzenia z okazji Swiat Wielkanocnych!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz