wtorek, 5 kwietnia 2011

Pattaya -> Jomtien

Jasiek stracił głos i musieliśmy ponownie zgłosić się do lekarza. Dostał 2 inhalacje i zaczęło się poprawiać. Samopoczucie też mu się poprawiło i zaczął normalnie jeść. Już jest chyba całkiem zdrowy.

Pattaya to ogólnie rzecz biorąc jeden wielki burdel. Same bary, restauracje, sklepy, hotele, głośna muzyka, wszędzie ktoś coś sprzedaje, śmierdzi ze studzienek, duży ruch na ulicach, no i gdzie okiem sięgnąć tajskie panienki i turyści. 2 główne grupy turystów to Rosjanie i faceci z zachodu, którzy przyjechali się zabawić. Mimo to jest tu bardzo bezpiecznie, ludzie są przyjaźni, a panienki na widok Zająca szaleją, piszczą i machają do niego. Jak idziemy ulicą wygląda to jak meksykańska fala. Zając nauczył się też machać do nich i jest wesoło. Trzeba uważać tylko na bezpańskie psy i ruch uliczny - samochody i jednoślady, które nadjeżdżają z każdej strony nie bardzo wnikając, czy jest zielone czy czerwone światło.

Po kilku dniach można już mieć dosyć tego miasta. Nie polecamy rodzicom z dziećmi, a już na pewno nie takim, które zadają pytania. Rozrywek dla normalnych turystów nie ma tu zbyt wiele. Oprócz kąpieli w morzu można wybrać się na tor kartingowy. Jest tu jeden obiekt, na który składają się 2 tory, szybszy i wolniejszy (chyba dla dzieci), ale nie korzystaliśmy. Są przynajmniej 2 centra handlowe: Tesco i Carrefour, podobne do naszych, dobrze zaopatrzone. Ceny też podobne jak w Polsce. Ale chyba bez sensu lecieć do Tajlandii, żeby chodzić po sklepach. Być może są jeszcze inne rozrywki, ale nie odkryliśmy.

Wypożyczyliśmy skuter i trochę pojeździliśmy po okolicy. Przypadkiem trafiliśmy na jakiś festyn czy odpust, trudno powiedzieć, co to było za święto. W każdym razie setki straganów z jedzeniem, ciuchami i różnymi rzeczami, oraz wesołe miasteczko, takie w starym stylu: strzelanie do zabawek, balonów, diabelski młyn, kolejka górska, kolejka dla dzieci i śmieszna zabawa jakiej u nas nie widzieliśmy - trzeba było trafić piłką w dźwignię, która otwierała zapadnię i dziewczyna siedząca tam wpadała do basenu z wodą. Grzesiek miał ochotę skąpać jedną z nich, ale Jasiek szalał, bo widział kolejkę - zwierzątka i inne pojazdy jeżdżące w kółko po torach. Trochę się obawialiśmy puścić go samego, ale w końcu daliśmy za wygraną. Ładnie siedział i kręcił kierownicą. Gorzej było, kiedy nadszedł koniec zabawy - awantura, jak zwykle. Tak więc Jaś miał wiele atrakcji w jednym dniu - kąpiel w morzu, jazda skuterem, diabelski młyn i przejażdżka kolejką.

Przenieśliśmy się do sąsiedniej miejscowości Jomtien. Tu jest dużo spokojniej. Mniej wszystkiego i dużo miejsca na plaży. Znaleźliśmy nocleg za 550 B, drożej niż w Pattai, ale mamy dodatkowo kuchnię z wyposażeniem, więc możemy jadać śniadania w pokoju. Pokój mieści się w Condominium, czyli w takim bloku / wieżowcu. Jest ich tutaj sporo. Mamy tu Internet, a także basen piętro niżej. Zostaniemy tu do 9 kwietnia. Później prawdopodobnie z powrotem do Bangkoku, a stamtąd na południe, do Phuket i na wyspy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz