środa, 11 maja 2011

Kuala Lumpur (Malezja)

Pociąg przyjechał do Kuala Lumpur o przynajmniej godzinę za wcześnie (sic!), więc zostaliśmy wyrwani ze snu. Na szczęście to była ostatnia stacja. Co do samej podróży - na granicy tajsko-malezyjskiej należy wysiąść z pociągu wraz z całym bagażem i odprawić się. Pociąg odjeżdża i wraca po ok. godzinie zabrać pasażerów z powrotem do środka. W naszym przedziale sypialnym przez pół drogi nie działała klimatyzacja. W pozostałych tańszych przedziałach było ok. Co jeszcze warto podkreślić, większość pasażerów stanowili muzułmanie, w naszym przedziale były prawie same kobiety. Jeżeli chodzi o białych turystów, to prócz nas było może jeszcze 5 osób w całym pociągu.

Kiedy wysiedliśmy na stacji KL Sentral było jeszcze ciemno. Stacja nowoczesna, łącząca różne środki lokomocji, a zwłaszcza kilka typów pociągów - metro, kolejkę podmiejską i kolej dalekobieżną. Nieopodal znajduje się też stacja kolejki monorail. Na dworcu można też odprawić bagaż na samolot i stąd odjeżdzają autobusy na lotnisko.

Zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy pojechać metrem do Chinatown i tam znaleźć nocleg. Dojazd okazał się trywialny, poszukiwania pokoju już nie. Z racji święta 1 maja, które w Malezji też jest obchodzone, hotele miały pojedyncze wolne pokoje i do tego w niezbyt wysokim standardzie i dość drogo. Znaleźliśmy przyzwoity pokój w Etika Inn za 80 ringgitów, czyli 80 zł za noc. Padliśmy wszyscy jak muchy i po 2 godzinach jak nowonarodzeni ruszyliśmy na miasto. Na piechotę doszliśmy do Petronas Twin Towers mijając po drodze KL Tower do złudzenia przypominającą londyńską BT Tower.

Wieże Petronas to jeden z najwyższych budynków świata (ok. 450 metrów wysokości, 88 pięter). Z daleka nie robią wrażenia takich wysokich. Może dlatego, że w mieście jest bardzo dużo drapaczy chmur. Jednak kiedy stoi się blisko, widok czegoś tak wielkiego jest porażający. Wieże połączone są w połowie mostem, który jest otwarty dla turystów, ale aby tam się dostać należy stanąć w kolejce po bilety o 7 rano. My zostawiliśmy sobie tę przyjemność na ostatni dzień pobytu. U podstawy budynku znajduje się kilkupiętrowe eksluzywne centrum handlowe z najdroższymi markami świata. Zwiedziliśmy je przymuszeni nagłą ulewą. Na szczęście do metra można dostać się bezpośrednio z budynku. Wróciliśmy do Chinatown przechodząc opłotkami obok pozamykanych straganów obserwując stada grasujących szczurów.

Następnego dnia rano postanowiliśmy się przeprowadzić do tańszego hotelu Petaling, o którym czytaliśmy na czyimś blogu. Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na miasto. Piesze zwiedzanie miasta nie jest takie proste, zwłaszcza z wózkiem, ponieważ jest dużo szerokich i ruchliwych ulic, miejscami bez chodników. Dotarliśmy do National Museum, w którym przedstawiona jest historia Malezji od czasów prehistorycznych do współczesnych. Stamtąd po krótkim posiłku w najbliższym barze udaliśmy się do sąsiedniego Planetarium. Było to nie lada wyzwanie, ponieważ najpierw trzeba wdrapać się po schodach na kładkę nad ruchliwą drogą, a potem kilkadziesiąt metrów dalej pod górę i znowu po schodach do budynku. Po drodze nasz mały niszczyciel połamał parasolkę. Planetarium okazało się dużo ciekawsze od muzeum, szczególnie dla Zająca, który wciskał wszystkie możliwe przyciski, a z kapsuły Sojuza trzeba go było wyciągać siłą. Wyszliśmy jako ostatni klienci i ze smutkiem musieliśmy odczekać godzinę przed wejściem, bo w międzyczasie zerwała się ulewa.

Przeprowadzka do hotelu Petaling była jedną z naszych najgorszych dezyzji podczas całego wyjazdu. Przez pół nocy jakaś baba awanturowała się na korytarzu nie dając spać nie tylko nam, ale pewnie i wszystkim pozostałym gościom. Obsługa nie interweniowała przez kilka godzin, mimo naszych próśb o wezwanie policji. Dlatego rano postanowiliśmy się czym prędzej wyprowadzić. Niestety, kolejne pakowanie i kolejna przeprowadzka. Na domiar złego zarwana noc pokrzyżowała nasze plany, aby wstać o 6:00 i pojechać do Twin Towers, stanąć w kolejce po bilet i wjechać na most widokowy. To była ostatnia możliwość przed wyjazdem z KL. Dlatego hotel Petaling radzimy omijać szerokim łukiem.

Przeprowadziliśmy się do hotelu Lido, który znajduje się tuż przy dworcu Sentral, skąd nazajutrz mieliśmy odjechać autobusem na lotnisko. Hotel dość marny, jak i inne w tej okolicy, ale chociaż unikaliśmy jeżdżenia taksówką w środku nocy i ponoszenia kolejnych kosztów.

Po zakwaterowaniu pojechaliśmy monorailem do wież Petronas i spacerowaliśmy po parku, który znajduje się u podnóża budynku. Jest tam m.in. jezioro, basen i ogromny plac zabaw dla dzieci. Jaś w tym czasie spał w wózku i nawet nie wie co stracił. Może to i lepiej, bo musielibyśmy tam siedzieć do wieczora ;)

Pobudka o 3:00 i pędem na SkyBus, który zawiózł nas na międzynarodowe lotnisko przejezdżając koło toru Formuly 1. Dopiero kiedy nasz samolot do Siem Reap wzbił się w powietrze zaczęło robić się jasno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz