piątek, 25 stycznia 2013

Z Hua Hin do Cha-am

Skuterem jeździliśmy po Hua Hin i okolicach jeszcze następnego dnia, ale wymieniliśmy skuter na lepszy. Przejechaliśmy przez tory kolejowe i wjechaliśmy na górę, z której chcieliśmy mieć widok na okolicę. Zaparkowaliśmy i poszliśmy zgodnie ze znakiem viewpoint. Po chwili wkoło nas pojawiły się stada małp i zaczęły się przyglądać. Nie wiedzieliśmy czego się możemy po nich spodziewać, więc Grzesiek szedł z przodu z długim kijem. Żadnego punktu widokowego w końcu nie znaleźliśmy i daliśmy nogę. Jakoś nieswojo się czuliśmy stąpając po terytorium setek dzikich małp.
Jadąc dalej znaleźliśmy wioskę słoni. Można było wybrać się na trekking na grzbiecie słonia, ale cena nas odstraszyła, więc pojechaliśmy dalej. Wpadliśmy na pomysł, aby pojechać do Cha-am i zobaczyć, co straciliśmy nie wysiadając na właściwej stacji. Jechaliśmy ok. pół  godziny szybką drogą. Miasta są niemal połączone ze sobą. W końcu dojechaliśmy na miejsce i ... spodobało się nam. Szeroka plaża odgrodzona od ulicy szpalerem drzew, na plaży tysiące leżaków z parasolami, taniej niż w Hua Hin, ogromnie dużo owoców morza, a sama miejscowość mniejsza i spokojniejsza niż Hua Hin. Większość turystów to Tajowie. Grzesiek od razu rzucił się na kalmara z grilla. Byliśmy też w porcie, do którego przypływają kutry rybackie. Zapachy koszmarne, ale zrobiliśmy fajne zdjęcia. Natrafiliśmy też na JJ Hotel i uznaliśmy, że to musi być znak. Okazało się, że hotel jest w trakcie remontu, ale niektóre pokoje można wynająć. Był pokój z wiatrakiem za 400 thb.
W drodze powrotnej zauważyliśmy night market. Zając spał w nosidełku na moim brzuchu, więc było mi mega ciężko i niewygodnie, ale dałam radę przetrącić jakieś kurczaki.
Następnego dnia wyprowadziliśmy się z 21 guesthouse i z Hua Hin, ale zmieniliśmy plany i zamiast dalej na południe, postanowiliśmy pojechać do Cha-am. Pojechaliśmy tam zwykłym autobusem za 30 thb od osoby. Autobus wysadził nas przy głównej ulicy, z której musieliśmy dojść do plaży. Bezbłędnie trafiliśmy do JJ Hotel i wzięliśmy ten pokój za 400 thb. Nie dość, że mamy taniej, to jeszcze w dużo lepszych warunkach. Wiatrak w zupełności wystarcza, nawet musimy go przykręcać. Zimna woda też jest ok, a że jest to hotel, to codziennie sprzątają nam, zmieniają ręczniki i pościel. Hotel jest w połowie długości plaży przy punkcie widokowym.
Na plaży bez problemu znaleźliśmy 2 leżaki za 60 thb i pan nie oczekiwał, że coś będziemy zamawiać do jedzenia, jak to jest w Hua Hin. W weekendy głównymi turystami sa Tajowie, białych nie jest wielu, a Polaków zero (nie licząc nas). Również w Hua Hin nie spotkaliśmy żadnych rodaków. Przyjeżdżający w te okolice to głównie Skandynawowie, Niemcy, Holendrzy Rosjanie i Anglicy. Jest tu również znacznie mniej barów z panienkami. Ale kilka jest. Do jednego z barów chodzimy wieczorami grać w bilard jak Zając śpi (nawet nie wie, co traci).
We wtorek wieczorem z plaży zniknęły wszystkie leżaki i parasole (ciekawe, kiedy wrócą), za to we wszystkich restauracjach były występy i karaoke. Zniknęła też większość tajskich turystów, zostali głównie biali. Widać, że wszystko odbywa się tu stałym tygodniowym rytmem.
Zająca w morzu coś sparzyło w nogę, prawdopodobnie meduza, choć nie znaleźliśmy jej, ale ogólnie są. Trochę płakał i miał zaczerwienienie do końca dnia, ale dziś już nie ma śladu.
Wieczorem na stacji kolejowej kupiliśmy bilety na dalszą podróż. Jutro wieczorem jedziemy do Surat Thani, a stamtąd chcemy łodzią popłynąć na Ko Samui.
Dziś siedzimy na plaży, znaleźliśmy kawałek cienia, bo parasoli nie ma. Przyjechały rodziny z dziećmi i zabawkami, więc zając ma zajęcie. Wszyscy się cieszą na jego widok i robią mu zdjęcia. Wczoraj natomiast przyjechały wycieczki szkolne i dziewczynki fotografowały się ze mną :) Trochę to głupie - człowiek siedzi na leżaku, a tu co chwilę ktoś podchodzi i pyta, czy może zrobić mu zdjęcie. Ja przecież nie wyglądam jak Britney Spears :)

VIP bus z Hua Hin do Cha-Am ;)
Port w Cha-Am

Zając, wszędzie gdzie się pojawiał, budził zainteresowanie
I wszędzie znajdywał zabawki i kogoś do towarzystwa


Ciągle też coś dostawał: banany, ciasteczka, Mentosy...
Tata wolał sobie zakupić coś konkretniejszego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz