niedziela, 3 lutego 2013

Ko Samui c.d.

Na wyspie jest trochę atrakcji, niektóre warte obejrzenia i wydania pieniędzy, inne nie. Łatwo je znaleźć przemieszczajac się skuterem. Można też oczywiście wybrać zorganizowany wypad korzystając z jednego z wielu biur turystycznych organizujących wycieczki, transport i zakwaterowanie. Słonie, jeep safari, nurkowanie, łowienie ryb, co kto lubi.
My po prostu dosiedliśmy motoru i z przewodnikiem w ręku oraz kierując się drogowskazami docieraliśmy do kolejnych miejsc. Odpuściliśmy sobie akwarium i pokaz lwów i tygrysów, natomiast chcieliśmy obejrzeć wodospady. Jest ich tu kilka, z czego największe mają wysokość 80 metrów. Samochody i skutery dojeżdżają do pewnego momentu, dalej trzeba iść pieszo. Uwaga - warto mieć wygodne buty, nie flip flopy - wchodzi się po dużych i śliskich kamieniach i korzeniach. W wodospadach można się kąpać. Zając dostał pozwolenie zamoczyć tylko nogi - skąpał się cały, a potem w mokrym ubraniu jechał skuterem. Przy wodospadach, tych największych, mnóstwo turystów. W okolicy można pojeździć na słoniu lub jeepem. Na jazdę samochodem terenowym zdecydowaliśmy się przy wodospadzie Na Muang 2, ponieważ dowiedzieliśmy się, że trzeba iść ok. pół godziny pod górkę, z dzieckiem spokojnie można liczyć 50 minut. Za przejazd zapłaciliśmy w sumie 200 thb w obie strony. Okazało się jednak, że auto podjeżdża jedynie kilkaset metrów, a potem i tak da się iść już tylko pieszo. Zając ciągle się wyrywał, chciał iść sam, więc trochę się umęczyliśmy.
Skuterem przejechaliśmy też przez sam środek wyspy przez tereny górzyste. Trzeba bardzo uważać, ponieważ podjazdy są momentami bardzo strome i jeśli motor jest słaby, może nie dawać rady. Nawet samochody w pewnych miejscach miały duże problemy. W ogóle na motorach i skuterach zdarza się sporo wypadków, przeważnie jednak kończy się na siniakach i zadrapaniach.

Na Ko Samui spędziliśmy 8 dni. Nasz dzień przeważnie wyglądał tak: rano szłam z Zającem na śniadanie tuż na przeciwko wejścia do Big Bell (małym śniadaniem za 80 thb najadaliśmy się wspólnie - śniadanie dobre i niedrogie w porównaniu z innymi lokalami). Grzesiek spał dłużej i zadowalał się jogurtem i kawą z puszki lub mlekiem sojowym. Później plaża, ale niestety bez kąpieli. Fale dochodzą do dwóch metrów i powalają nawet dorosłych. Na szczęście Zając zrozumiał, że do wody ma nawet nie podchodzić i bawił się na piasku. Zawsze znalazło się jakieś dziecko z jakimiś zabawkami i można było tak spędzić kilka godzin. Potem pokój, prysznic, chwila odpoczynku i na obiad. Wieczorny foodcourt jest świetnym miejscem na zjedzenie czegoś dobrego. Panowie z Italii przygotowują tam nawet smaczną pizzę - najtańszą można zjeść za jedyne 69 thb (7 zł). Inne dania po średnio 50 thb. Mój faworyt obecnie to smażone noodle z kurczakiem i warzywami w sosie sojowym. Naprawdę przepyszne jedzenie i Zając też je uwielbia. Grzesiek bardziej gustuje w papaya salad i owocach morza pod każdą postacią. Wszyscy zajadamy się też zupą z noodlami, czyli makaronem ryżowym. Na deser najczęściej rotee, czyli naleśnik z bananem i jajkiem lub z innymi dodatkami. Proces przygotowywania naleśnika jest zupełnie inny niż to co znamy z naszych kuchni. Ciasto na naleśnik jest w formie kulki, która następnie jest spłaszczana, a potem rozciągana charakterystycznymi ruchami, aż do uzyskania bardzo cienkiego, niemal przezroczystego placka, który smaży się błyskawicznie na płaskim woku. Naleśnik jest polewany słodkim mlekiem zagęszczanym lub czekoladą.
Późnym wieczorem lubiliśmy sobie posiedzieć na plaży, posłuchać szumu fal i popatrzeć na księżyc.
Na Samui spotkałam małżeństwo z Polski z 2-letnim chłopcem, a także widziałam jednego z naszych polityków z rodziną.
W końcu zdecydowaliśmy się popłynąć na sąsiednią wyspę Ko Phangan.

Najmłodszy gość tego baru :)
W drodze do wodospadu


Odpoczynek w drodze do zoo
Szczerze mówiąc nie wiem, co to za roślina, ale jest piękna :)
A to już w zoo, do którego jechało się sporo pod górkę. Gołębie jak malowane :)
Papuga gadała po tajsku
Zaloty
Duriany
Zając dzielnie się trzymał
Droga do kolejnego wodospadu
Oto i on
Tylko tata mógł sobie pozwolić na wspinaczkę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz