piątek, 1 lutego 2013

Ko Samui

Ko Samui to duża wyspa, a miasteczka i plaże są naokoło. Trzeba było się na coś zdecydować nie znając tych okolic wcześniej. Po zapoznaniu się z informacjami w Lonely Planet wybraliśmy Lamai. Większość turystów jedzie do Chaweng. My chcieliśmy miejsce nieco bardziej spokojne, ale bez przesady.
Taksówka z przystani kosztuje 200 thb/os, Lomprayah oferuje dowóz do wybranej miejscowości lub hotelu busem za 150 thb/os, my natomiast odeszliśmy 100 metrów dalej i wzięliśmy taksówkę pick-up za 100 thb/os. Pan dowiózł nas do centrum Lamai i zaczęliśmy poszukiwania noclegu w potwornym upale z plecakami i Zającem w wózku. Na szczęście dosyć szybko znaleźliśmy bungalow w akceptowalnej cenie. Mieszkamy w Big Bell, mamy klimatyzację i lodówkę. Dookoła jest zieleń, jakieś ławki i huśtawka.
Po odświeżeniu się po długiej podróży poszliśmy zbadać plażę i ... rozczarowaliśmy się. Na piasku sporo śmieci i tego co wyrzuciło morze (niestety nie są to muszelki), w wodzie również pływają wodorosty i co najgorsze są duże fale i bardzo szybko woda robi się głęboka, tj. za głęboka jak dla małego dziecka. Zając nie może się tu kąpać :(
Na szczęście przynajmniej jest tu sympatyczny foodcourt, nieduży, może 12 stoisk, ale jest wszystko co powinno być i niedrogo. Otwierają go tuż przed zmrokiem, a tuż obok są bary z paniami tańczącymi na rurach. Zającowi bardzo się podoba i chce tańczyć z nimi ;) Bary mają postać wielokątnych altanek z ladą dostępną dookoła. Każdy z nich ma w środku 2 rury, przy których późnym wieczorem wiją się zgrabne panie. Niektóre z nich to panowie - czasem można się pomylić ;) W każdym z barów gra inna muzyka, więc jak się stoi w środku to jest istny koszmar. Koło naszego “hotelu” też jest bar i gra głośna muzyka. Na szczęście klimatyzacja i wiatrak trochę szumią...

Chcieliśmy ponownie wypożyczyć skuter i objechać wyspę dookoła, zobaczyć najciekawsze atrakcje. Ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że nikt nie jeździ w kasku. Nie widzą takiej potrzeby, nawet turyści. Ale my widzimy i do tego chcieliśmy znaleźć kask dla dziecka. W końcu udało się znaleźć kaski i niedrogi skuter z manualną skrzynią biegów. Zadziwiające są tu ceny wynajmu skutera - 15-25 zł za dzień! W porównaniu średniej wielkości homar z grilla to wydatek rzędu 80 zł.
Ponieważ skuter wzięliśmy późnym popołudniem, pojechaliśmy do pobliskiego Chaweng zobaczyć, co takiego tam jest, że przyciąga wielu turystów, w większości Rosjan. Sklepy, bary, restauracje, salony krawieckie i masażu, jak wszędzie tylko dużo więcej. Plaża może i ładniejsza, ale poza tym głośno i tłoczno. No i wszędzie Rosjanie. Nie mamy nic przeciwko nim, ale co za dużo to niezdrowo, tym bardziej, że przez to i nas biorą za naszych sympatycznych sąsiadów że wschodu. No i oni niestety windują ceny.
Rozejrzeliśmy się też za jakimś noclegiem. Byłoby ciężko coś tu znaleźć w naszym guście. Same hotele i drogie resorty, o guesthouse czy bungalow ciężko, na pewno nie w centrum tego całego bajzlu. Dobrze zrobiliśmy, że zatrzymaliśmy się w Lamai. Skuterem niedrogo można przemieszczać się gdziekolwiek tylko się chce, nawet dojeżdżać codziennie na lepszą plażę.

Tak niestety prezentowała się plaża Lamai, na szczęście nie na całej długości - w okolicach centrum miasteczka było znacznie lepiej
Fale były naprawdę duże

Tak więc dziecku pozostała zabawa na piasku
 
Oczywiście zjeść coś można nawet nie ruszając się z plaży

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz