piątek, 18 marca 2011

Zimne gorące miasto

Szczęśliwie dolecieliśmy wraz z bagażami do Bangkoku. W samolocie przez pierwsze 3 godziny Zając rozrabiał i popisywał się. Nie chciał zasnąć, ale w końcu padł i ułożyliśmy go w specjalnym koszu dla niemowląt, który jest na wyposażeniu samolotu. Nogi mu wystawały, ale i tak na pewno miał wygodniej niż na siedząco na naszych kolanach.

Po przylocie do Tajlandii pogoda nas zaskoczyła. Bangkok jest najgorętszym miastem świata, tymczasem niebo było zachmurzone, wiał wiatr i zaczynało padać. Jeszcze w samolocie przebrałam Jasia w koszulkę i krótkie spodenki, a po wyjściu z terminala, przebierałam go z powrotem w cieplejsze ciuchy, bo było ok. 20 stopni.

Wzięliśmy autobus, który zawiózł nas do samego centrum, gdzie zaczęliśmy się rozglądać za hotelem. W deszczu, z plecakami i wózkiem łaziliśmy ponad godzinę po to, aby wrócić do pierwszego napotkanego hotelu, który okazał się z nich najlepszy. Hoteli i guesthouse'ów jest tu bardzo dużo i turystów też.

Praktycznie od razu Grzesiek padł, bo w samolocie nawet nie zmrużył oka, a ja z Jasiem wyszłam pospacerować po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś obiadu. Restauracji i różnych straganów z jedzeniem jest tu do wyboru do koloru.

Tajom bardzo się podobają białe dzieci. Zająca każdy tu zaczepia, każdy się do niego śmieje i chce dotknąć. Jasiowi też wszystko się podoba. Nie chce być noszony na rękach, tylko biegać i oglądać wszystko.

Po południu przestało padać i zrobiło się cieplej, więc pokręciliśmy się po turystycznej części Bangkoku. Oczywiście nie omieszkaliśmy od razu zjeść czegoś ze straganu. Tu co kilka metrów ktoś coś smaży albo gotuje - wszystko tak pachnie, że nie można się oprzeć. Wieczorem w restauracjach gra głośna muzyka i wszędzie jest pełno ludzi.

Pierwsza noc minęła dobrze. Mimo zmiany strefy czasowej Jaś poszedł spać z nami i nie miał problemu z zaśnięciem w naszym łóżku, mimo że nie jest do tego przyzwyczajony. My już byliśmy po prostu padnięci po podróży i całym dniu. Ja jeszcze teraz nie doszłam do siebie i nie przyzwyczaiłam się do tego czasu.

Dziś już było cieplej, ale bez przesady. Uważam, że to się dobrze złożyło, bo nie przeżyliśmy takiego szoku temperaturowego. Z dnia na dzień będzie coraz cieplej. Łaziliśmy dzisiaj po okolicy. Jedliśmy ze straganów i piliśmy świeżo wyciskane soki z pomarańczy - pycha! Zaraz idziemy na rybę. Jest tu bardzo bezpiecznie, ludzie chętnie pomagają. Jak widzą, że człowiek się zatrzymuje i czegoś szuka, to sami chcą pomagać, pokazywać drogę. Dużo ludzi mówi po angielsku, zobaczymy co będzie w mniej obleganych przez turystów rejonach.

Przenośny stragan z jedzeniem. Smaczny obiad za 3 zł
Najlepsza zabawa - wrrrrrrrrrrrr!
W jednej z restauracji na rybie z grilla
Jedna z pierwszych zwiedzonych świątyń w Bangkoku
Zając nie przepuści żadnej atrakcji
Sztuczka magiczka
"Małolat, na górę!"
Z mamą
i z tatą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz